Król Lew – wakacyjny hit, czy kit? Recenzja
Spodziewałam się tego, że trudno będzie zarezerwować bilety na ten seans, ale że zainteresowanie będzie aż tak duże nie pomyślałam. Ostatecznie, wybraliśmy się w piątkowe popołudnie zasiadając prawie na samym dole kinowej sali – bo miejsc nie było. Stwierdziłam – albo tak i teraz, albo WCALE. A czekaliśmy na premierę od kilku miesięcy przecież, wciąż wypatrując czy to już. To to poszliśmy!
Król Lew – czy był dla mnie zaskoczeniem?
I tak i nie! Czytałam u wielu blogerek recenzje, w których to pisały, że ryczały już na starcie. Bo piosenka. Bo taki sentyment. Eee tam. Mi się ryczeć nie chciało. Choć fakt, poczułam się trochę jak mała dziewczynka, ale szczerze mówiąc, to ta początkowa mroczna sceneria tylko mnie zasmuciła. Zero kolorów, ciągnąca się akcja.. „Walnęło” mnie coś dopiero wtedy, gdy zginął ojciec Simby. Wtedy poczułam te emocje i pomyślałam, że jednak warto był przyjść.
Nowy Król Lew jest zupełnie inny od starego, ale tylko po pewnymi względami. Scenariusz jest przecież taki sam, natomiast sam sposób przekazywania emocji… postacie.. wszystko jest tak bardzo hm.. ŻYWE! Jeśli masz w domu małego wrażliwca, to z pewnością wizyta w kinie na tym seansie może być dla niego sporym przeżyciem. Ja, zabrałam mojego siedmiolatka i dziewięciolatka i oni na spokojnie ogarnęli akcję.
Ta ekranizacja to naprawdę cała masa sprzecznych emocji. Jest i radość i miłość i przyjaźń i jednocześnie nienawiść, złość. Poczucie żalu. No ale przecież wszystkie te emocje są z nami na co dzień i nie warto ich ukrywać. Jestem więc zdania, że jest to „lektura obowiązkowa”. I sama z pewnością jeszcze wrócę do tej wersji Króla Lwa za jakiś czas. Może, gdy już pojawi się na DVD.
Pingback: Co nowego w kinie? Repertuar 16.08 - 22.08 Dwie premiery oraz ostatnie seanse Króla Lwa.