O artystach i ARTYSTACH
W pewnym momencie życia, bardzo nieokreślonym, każda osoba decyduje o tym czym będzie się zajmować zawodowo lub inaczej mówiąc, jak będzie zarabiać na chleb ( z angielskiego „do for a living”, czy jakoś tak). W społeczeństwie od zawsze można było wyodrębnić jednostki kierujące się poczuciem piękna, własną wrażliwością, oraz potrzebą dzielenia się efektami pracy, operując na tych przymiotach. Myślę właśnie o ARTYSTACH.
Dużych liter użyłem specjalnie, zabieg lekko prowokujący jednak dlaczego i po co, do tego wrócę później. Kwestie definicji, subiektywnej, ale jednak, mamy już za sobą. Czas przejść do meritum. Jak zostać tym ARTYSTĄ w małym mieście, Przebywając w nim, mając do dyspozycji tylko środki i miejsca z najbliższego otoczenia? Jak zacząć?
Opinia o ludziach zajmujących się sztuką jest taka, że mało zarabia, je zupki chińskie, mieszka w melinie. Nie zgadzam się z tym. Można mieć pieniędzy dużo, mało, wcale. Wszystko zależy od farta, znajomości rynku, i chęci rozprzestrzeniania swojej pracy po to by móc zarabiać. Ostatnie jest najważniejsze i rozdziera wewnętrznie cały światek ARTYSTYCZNY. Tolerancja dla wszystkiego co tworzą inni, wymiany opinii, wspólne projekty, przyjaźnie- to wszystko jest takie naturalne, braterstwo bije z daleka, ale spróbuj tylko na tym zarobić.
„…SPRZEDAŁ SIĘ, KULTURA NISKA TO JEST TO CO MU SIĘ OSTANIE W NAJLEPSZYM WYPADKU…”
W momencie, w którym pojawiają się pieniądze, czyli coś co jest naturalne wśród zdecydowanej większości ludzi, ARTYŚCI zaczynają rzucać w siebie wzajemnie błotem jak dzikie małpy. Oczywiście to też pewna generalizacja, warto jednak zwrócić uwagę na to zachowanie i podkreślić jego istnienie a szczególnie warto podkreślić to, że krzyk jest o wiele głośniejszy niż rozmowa i czasami tworzy mylne wrażenie tego co naprawdę. To taka dygresja, która wychodzi poza temat ARTYSTÓW.
A jak z tymi początkami? Możesz zacząć sam, lub zmotywować się do pracy na różnego rodzaju warsztatach, kółkach, spotkaniach (pomijam internet bo mówię o tym co w mieście). Myślę że obie drogi są tak samo dobre, ale przechylam się bardziej w stronę pomocy od innych. W sztuce ważna jest autentyczność i jeżeli decydujemy się na pomoc z zewnątrz to narażamy swoją szczerość przekazu. Taką sytuacje można przyrównać do pracy aktora. „Dobry aktor, to głupi aktor”- taki cytat wynikł z rozmowy, którą miałem ostatnio przyjemność prowadzić z aktorem właśnie.
Przyjmują oni cechy ludzi zupełnie innych (uogólniając). Sprawdza się to na scenie, ale osoby wypuszczone na ulice ze szczątkowymi informacjami o swojej osobowości nie będą w stanie funkcjonować. Tak samo naiwna sztuka od pewnego momentu nie ma prawa istnienia. Osoba pracująca kompletnie samemu jest autentyczna w stu procentach, może jej jednak brakować tej głębszej analizy ukrytych wartości, które może nieświadomie przemyca w słowach, bądź symbolach. Kształcenie się w kierunku artystycznym (specjalnie małą literą) zapewnia w moim mniemaniu szacunek do odbiorcy.
Gniezno, to miasto, w którym jeśli chcesz dać coś ludziom i chcesz zebrać widownie to to zrobisz. Pierwsza stolica- miasto wielu wrażliwych ludzi. Cytat „jest dobrze jak na Gniezno” to wielkie niedocenienie lokalnej społeczności.
Są organizacje, osoby, wydarzenia. To dobre miasto dla sztuki i dla artystów. Trochę gorsze dla ARTYSTÓW.
ARTYSTA- obłudna, jak najgłośniejsza, naiwna, egoistyczna, prymitywna, dyskryminująca kreatura udająca wrażliwego człowieka, z miłością do świata.
ARTYSTA często znajdzie swoich POPLECZNIKÓW, szczęśliwych i dumnych bo konsumują SZTUKĘ. Takie koło życia, fałsz karmi się fałszem i w kółko.
ARTYSTA to nie artysta.